poniedziałek, 30 stycznia 2012

Rozdział siedemnasty

   Syknęłam z bólu gdy krople wrzącej wody znalazły się przypadkiem na moich dłoniach. Chwyciłam mocniej czajnik i zalałam dwie kawy. Ich zapach od razu dotarł do moich nozdrzy. Złapałam filiżanki i ostrożnie przeniosłam na stół, przy którym wciąż siedziała, nieco spokojniejsza teraz, mama. Kończyła drugą paczkę chusteczek, hamowała łzy, które nijak nie chciały się skończyć. Znów usiadłam na przeciw niej i nic nie mówiąc, czekałam aż sama pęknie. Łyk czarnego napoju musiał nieco ją ożywić, bo po kilku minutach otworzyła usta.
Płytko oddychając słuchałam jej słów, które z trudem płynęły jej przez gardło. Nie wiedziała. Ojciec postawił ją przed faktem, z dnia na dzień, ot tak zostawił. Uparcie gapiłam się w stół. Sumienie gryzło mnie, niczym szczury przegniłe kable. Ona była jego sekretarką, mówi mama, a z moich ust chce się wyrwać "wiem". Hamuję się jednak i wciąż tylko patrzę w dół, unikając odpowiedzialności. Za to że wiedziałam i milczałam. Choćby kilka dni. Ale co by to zmieniło ? I tak by odszedł. Co musiało się stać, że tą decyzję podjął tak nagle ? Może ustalili już datę ślubu, jedynie czekają na rozwód, może mogłam temu zapobiec... Może gdybym żądała wyjaśnień i wcześniej powiedziała mamie... Nadgodziny. Powinnam się domyślić, że kłamie. Ale do cholery, jest moim ojcem, najlepszym jakiego mogłam mieć, nigdy bym nie pomyślała...
   - Wystarczy tego użalania się nad sobą. - powiedziała niespodziewanie mama i wstała od stołu, zabierając puste filiżanki.
   - On wróci, zobaczysz... Wszystko będzie...
   - Wiem, że wróci. - przerwała mi. - Ale wtedy już nikt nie będzie go tu chciał ani potrzebował.
   - A co ze mną ? Nawet nie pomyślał, jak będę się czuć. I co ? Zrobimy tak jak na filmach ? Cotygodniowe widzenie ? W soboty ? A może niedziele ?! No, jak to będzie ?!
   - Uspokój się. Wiem, że cierpisz tak samo jak ja, ale to, że odszedł, nie znaczy, że przestał być twoim ojcem. Jest nim nadal, można powiedzieć, że jedynie na pół etatu... - zakończyła już ciszej i nie czekając na moją odpowiedź poszła do już nie 'ich' a swojego pokoju. Zatrzasnęła drzwi.
     Odgrzałam sobie obiad, usiadłam w tym samym miejscu i gapiłam się na przesuwające się wolno wskazówki zegara. Na moment zapomniałam o swoich problemach, całkowicie oddając się 'stracie' ojca. Rodziny. Normalnego życia. Wspomniałam obojętne 'wyjdź' Michała. Sałatka jakoś przestała smakować. Za słona. Przetarłam oczy. To nie sól. Łzy. Niepostrzeżenie wypuściłam kilka na policzki. Talerz wylądował w zlewie, obok kubków.
    Straciłam dziś dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Dziś dwie, w ciągu tych kilku tygodni, nieco więcej. Chłopak, przyjaciółka, kolejny chłopak, teraz tata. Co jeszcze mnie spotka ? Wiem, że los może jeszcze pokazać na co go stać, bez żadnego wysiłku. Wystarczy tylko czekać.
   Nagle usłyszałam głuche dzwonienie telefonu. Pobiegłam do kurtki, w której się znajdował. Z bijącym sercem przeszukiwałam kieszenie, aż w końcu znalazłam. Całą sobą pragnęłam by na ekranie widniało jego imię. Gdy wreszcie spojrzałam na wyświetlacz, z rozczarowaniem przyjęłam do świadomości 'Magda'. No tak, cholera, miała dziś do mnie wpaść.
    - Halo ? - powiedziałam, starając się nadać swojemu głosowi normalny ton.
    - Hej. Dzwonię, żeby upewnić się czy to nadal aktualne.. Nie byłaś dziś w szkole...
    - Mam zły dzień. Cholernie zły dzień... i...
    - Ok, rozumiem, czyli innym razem... - usłyszałam w jej głosie coś jakby zawiedzenie. Co będę robić przez resztę popołudnia ? Płakać ? Spadać na kolejny etap samozniszczenia ? Chyba powinnam przez chwilę się oderwać.
    - Wiesz co ? Nie. To właśnie dobry pomysł, przyjdź.
    - Jesteś pewna ?
    - Tak. Podawałam ci adres kilka dni temu, także... Czekam.
    - Mhm, będę a godzinę. - powiedziała i rozłączyła się. Zacisnęłam telefon w dłoni i zastanawiając się czy aby na pewno zrobiłam dobrze, poszłam do swojego pokoju. Ogarnęłam lekki bałagan, poupychałam ciuchy do szafy, poprawiłam koc na łóżku. Po kilku minutach usiadłam. Zostało jeszcze tyle czasu do jej przyjścia. Zbyt mało żeby zaczynać coś robić i zbyt wiele by myśleć. Nie mogę myśleć zbyt dużo, nie teraz. To mnie niszczy. Rozpadnę się, na części.
    Zrezygnowana opadłam na łóżko, dłonie podłożyłam pod głowę. Przymknęłam powieki i z nadzieją, że czas upłynie wtedy szybciej, powtarzałam w myślach piosenkę. Coś dziwnego mieszało mi w głowie. Głuchy, odległy dźwięk. Łkanie. Mama w sąsiednim pokoju, zdjęła maskę silnej kobiety.

piątek, 13 stycznia 2012

Rozdział szesnasty.

   - Cześć, jak się czujesz ? - powiedziałam, wieszając torbę na krześle i rozpinając kurtkę.
   - Lepiej. - jego głos był niczym sopel lodu. Przełknęłam ślinę i usiadłam na brzegu szpitalnego łóżka. 
   - Stało się coś ? - zapytałam, prawie szeptem, drżącym szeptem. Wciąż patrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. Niczym na obcą osobę, zdawał się na nowo poznawać rysy mojej twarzy i kolor moich oczu.
   - Był u mnie Krystian. - syknął, odwrócił wzrok i wlepił go w ścianę. Dotknęłam jego ramienia a on odsunął się lekko jakby w obawie przed chłodem mojej dłoni.
   - I... po co przyszedł ? - brnęłam dalej, czując jak grunt osuwa mi się spod nóg. Cofnęłam wyciągniętą wcześniej rękę i mierzwiłam teraz róg kołdry.
   - Pokłóciliśmy się, o to co zwykle. Przy okazji doszło do twojego tematu. Wybuchł. Powiedział wszystko co mu ślina na język przyniosła. Wszystko. - jego grobowy ton sprawił że nie mogłam się nawet poruszyć. Z trudem otworzyłam usta, ale zanim zdołałam wydobyć z siebie choćby słowo, przerwał mi:
   - Chcę wiedzieć tylko jedno... Tylko jedno. Wystarczy że odpowiesz tak, lub nie. - spojrzałam na niego pełnymi łez oczami, nigdy się tak nie czułam. Nowe doświadczenie którego nigdy nie chciałabym przeżyć. Gdybym tylko miała wybór, gdyby tylko...
   - Czy to co powiedział, jest prawdą ? - oderwał wzrok od ściany i spojrzał na mnie. W jego zaszklonych oczach również dostrzegłam smutek. Milczałam przez długą chwilę. Chyba uznał to za potwierdzenie.
   - Wiedziałem. Wiedziałem, że jest zbyt pięknie. - szepnął, a ja mimowolnie  wypuściłam kilka łez na policzki. Gorące, ogrzały chłodną skórę.
   - Ja nie chciałam, naprawdę... Nie mam pojęcia jak do tego mogło dojść, coś we mnie wstąpiło... 
   - Przestań się tłumaczyć, byliście ze sobą tak długo, rozumiem że naprawdę go kochałaś i...
   - Nie ! Nie kocham jego, kocham Ciebie ! Wtedy... Miałam spore problemy z ojcem i potrzebowałam kogoś, dowiedziałam się że kłamałeś... Nie wiedziałam co robię, naprawdę, to było... Niekontrolowane. Jakbym nie była sobą, ale kiedy... Było już prawie za późno ale zdałam sobie sprawę z tego co robię i przerwałam to rozumiesz ? Nie mogłam bo kocham tylko jedną osobę, tyko tyle mieści moje serce... I...
   - Wyjdź.
   - Co ?
   - Powiedziałem wyjdź. Nie chcę tego słuchać. - po kilku sekundach dotarły do mnie jego raniące słowa. Tak, raniły, jednak w porównaniu z tym co zrobiłam ja, były niczym. Chwyciłam torbę i gwałtownie wstałam. Szybkim krokiem dopadłam drzwi. Naciskając klamkę odwróciłam się na moment i spojrzałam na niego. siedział zwrócony plecami do mnie, obojętnie patrzył w okno. 
   - Zawsze będziesz najważniejszy. Przepraszam. - szepnęłam cicho i wyszłam, delikatnie zamykając drzwi. Byłam pewna że nie słyszał. Dźwięk zamka w drzwiach wyrwał mnie z otępienia. Bladoniebieskie ściany korytarza zaczęły tracić ostrość. Z całych sił starałam się ogarnąć coraz bardziej wirujący świat. Ręką chwyciłam się najbliższego krzesła, usiadłam, cicho łkając. Usłyszałam kroki.
   - Czy wszystko w porządku ? - podniosłam oczy i widząc nad sobą starsza pielęgniarkę, szybko je otarłam. 
   - Tak. Pewnie. Wszystko gra. - powiedziałam, pośpiesznie wstałam i ruszyłam ku schodom. Zawroty gdzieś zniknęły. Rzeczywistość przyciągnęła mnie tak gwałtownie, beton nagle stał się bardziej twardy, powietrze bardziej chłodne, a serce bardziej zranione. Otrząsnęłam się i postanowiłam, że wezmę się w garść. Dziesięć minut czekania na autobus w narastającym deszczu trochę mnie orzeźwiło. Gdy wreszcie przyjechał, z zupełnie obojętną miną zajęłam pierwsze z brzegu miejsce. Pierwszy raz od wielu dni nie poszłam na tył. Nie chciałam wspominać. Droga ciągnęła się niemiłosiernie, miałam wrażenie że godzinami. Kiedy wreszcie dobiegła końca, szybkim krokiem ruszyłam w stronę do domu. Jedynym czego teraz chciałam to znaleźć się w swoim łóżku, przytulić kota i zasnąć. 
     Z daleka zauważyłam, że coś jest nie tak. Przed domem stał jakiś nieznajomy samochód, siedziała w nim całkiem ładna kobieta. Chciałam przyjrzeć się jej twarzy, jednak krople na szybie samochodu skutecznie to umożliwiały. Drzwi do domu były otwarte. Przekraczałam drzwi ganku, gdy w korytarzu stanął tata. W prawej ręce trzymał średniej wielkości torbę. Oczy omal nie wyszły mi na wierzch, gdy przepychał się z nią obok mnie.
    - Co tu się dzieje ? - zapytałam ochrypłym głosem.
    - Nic szczególnego, kochanie. Pewnie sama domyślisz się dlaczego, wyprowadzam się. 
    - Ale... Jak to wyprowadzasz ?! - krzyknęłam, a on z miną "daj mi spokój" powiedział jedynie: "Do zobaczenia" i wychodząc trzasnął drzwiami. Szybko ściągnęłam buty, odwiesiłam kurtkę i pobiegłam do kuchni. Przy stole siedziała mama, z twarzą ukrytą  dłoniach. Jej ramiona nieznacznie drżały. Bez chwili wahanie podeszłam i przytuliłam ją. Chciała coś powiedzieć jednak przez łzy nie mogła wydusić słowa. Nienawidziłam widzieć jej w takim stanie. Przecież to matka, powinna być silna, być wzorem i podporą. A jednak teraz to ona mnie potrzebowała. "Poradzimy sobie" - szepnęłam i objęłam ją mocniej.
    

piątek, 30 grudnia 2011

Rozdział piętnasty.

    Ociężale usiadłam na łóżku. Zegar tykał niemiłosiernie. Każdy ruch wskazówki przybliżał mnie do kolejnego spotkania z osobą, której miałam kłamać w żywe oczy. Przetarłam twarz chłodnymi dłońmi i położyłam się na boku. Otępiający ból głowy odbijał się od ścian mojej czaszki równie mocno co myśli. Chciałam się wyłączyć, na moment zasnąć, ale nie mogłam. Spojrzałam na krzesło obok i zobaczyłam Krystiana, który rzuca na nie swoje ubranie. Majaki tamtej nocy wróciły. Mimo wszystko do oczu nabiegły mi łzy. Czułam się taka winna, odpowiedzialna za to wszystko. Przecież właściwie tak było - ja zaczęłam go całować. Dziwka ze mnie. 
     Jednak zasnęłam. Nie wiedziałam kiedy, czarna otchłań pochłonęła mnie całkowicie. Nie pamiętałam nic, żadnych obrazów, jedynie niewyraźne głosy. Podniosłam się z łóżka, a głowa eksplodowała bólem. Z cichym sykiem objęłam ją ramionami i zgięłam się wpół. Tylko tego teraz mi brakowało. Zegar wskazywał późną godzinę. Za czterdzieści minut odjeżdżał mój autobus. Szybkim krokiem poszłam do łazienki i stając na palcach szukałam tabletek w szafce. Przerzuciłam chyba ze sto opakowań nim trafiłam na to właściwe. Połknęłam szybko dwie naraz i pognałam na dół się ubrać. Podczas gdy spałam, tata nie wrócił do domu. Lodówka świeciła pustkami. Po powrocie zrobię zakupy - postanowiłam. Minuty mijały cholernie szybko. Chwytając torbę pognałam na przystanek.
     Złapałam autobus dosłownie w ostatniej chwili, gdy już miał ruszać. Kierowca zganił mnie wzrokiem, kilka staruszek uśmiechnęło się pobłażliwie. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu, odczuwając dziwną pustkę z powodu osoby, której brakowało po mojej lewej stronie. Spojrzałam przez okno. Pierwsze od dwóch dni promienie słońca, przebijały się przez szarą warstwę chmur. Wciąż chciało mi się spać. Oparłam głowę o chłodną szybę i niemalże odpłynęłam gdy...
     - No wiesz co ! Wariacie ! - z otępienia wyrwał mnie czyjś donośny głos. Klaudia - moja była przyjaciółka, właśnie wchodziła do autobusu. Nigdy nie krępowała się obecności innych ludzi, potrafiła na cały autobus prawić o ostatniej imprezie. Teraz wsiadła pierwszymi drzwiami, nie sama. Za nią podążał jakiś jasnowłosy chłopak, nieznajomy. To chyba do niego skierowane były jej słowa, bo po chwili zaśmiali się oboje. Kim był ?
    - Już się nie mogę doczekać. - powiedziała do niego, po czym ignorując wszystkich wokół, rzuciła się na niego z łapczywymi pocałunkami. Gdybym stała - pewnie z otwartymi ustami wylądowałabym na ziemi. Siedziałam jednak więc jedynie gapiąc się na nich jak na kosmitów - nie wierzyłam własnym oczom. Moja kochana przyjaciółeczka, która zaledwie dziesięć dni temu odbiła mi mojego chłopaka, a następnie przestała się do mnie odzywać - szaleje teraz w autobusie z jakimś obcym typem. Wiedziałam, że jest zdolna do różnych rzeczy, ale nie, że do takich... Na szczęście nie zauważyła mnie, więc wsunęłam się głębiej za fotel w przodzie i udawałam, że pochłania mnie obraz za oknem. Widziałam stamtąd tylko twarz nieznajomego. Musiał wyczuć że wgapiam się w niego bo po chwili pochwycił moje spojrzenie. Trwało to chwilę, więc Klaudia zorientowała się co jest grane.
    - Na kogo się tak lampisz ?! - wrzasnęła na pół autobusu, kierując swój wzrok w tym samym kierunku. Spojrzała na mnie i dopiero po chwili zamarła. Jej brwi ściągnęły się, jak zawsze gdy była zła. Z nienawiścią w oczach zmierzała ku mnie. Mimo, że kiedyś byłyśmy tak blisko, poczułam lekki przestrach.
    - Jedno słowo Krystianowi, a...
    - A co ? - zapytałam z rozbawieniem. Właściwie wyglądała śmiesznie, najeżona, czerwona na twarzy, zła i przestraszona. Tak, chyba się bała, że wszystko wygadam. To mogłaby być według niej, moja słodka zemsta. Chyba jednak nie znała mnie tak dobrze, bo inaczej wiedziałaby, że nie jestem taka.
    - A pożałujesz. - syknęła, niemal plując jadem.
   - Grozisz mi ? Ty ? - odparowałam nie hamując śmiechu. W rzeczywistości nie byłam tak odważna, jaką grałam. Ale co mi zostało ? Przecież nie mogłam dać się zastraszyć.
    - Przekonasz się. - to mówiąc wysiadła, a za nią poleciał  jej jasnowłosy pupilek. Mogłam wszystkim powiedzieć. Mogłam, ale nie chciałam. Co by mi to dało ? Pewnie i tak nikt by nie uwierzył. Mój przystanek był kolejny. Idąc schnącym chodnikiem starałam się o tym nie myśleć. Przeglądnęłam się w wystawie kilku sklepów. Nie poznałam siebie.Krzywy uśmiech zagościł na mojej twarzy, przyspieszyłam kroku.
    Obdarty budynek szpitala nie zachęcał do odwiedzin, weszłam jednak zmuszając stopy do przekroczenia progu. Od razu pojechałam windą na piętro Michała. Wysiadając wpadłam na ciemnowłosą kobietę. Uśmiechnęła się do mnie w przelocie i nie zatrzymując się, pobiegła dalej. Rozpoznałam ją , chociaż nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy. Rozpoznałam te oczy. Mama Michała.
   Z uśmiechem weszłam do jego sali, lecz po chwili ten uśmiech zgasł. Michał spodziewał się mnie. Siedział na wprost drzwi, wpatrując się we mnie. Nie tak jak zawsze, jego oczy były zimne i pełne zawodu. Patrzył na mnie z bólem. Wyczytałam to z jego twarzy. Wiedział.

poniedziałek, 24 października 2011

Rozdział czternasty

    Obudziłam się o świcie. Wraz z pierwszym natłokiem rzeczywistości, wróciło poczucie winy. Ze smutkiem spojrzałam na Michała, słodko śpiącego w niebieskiej pościeli. Cicho wysunęłam się z jego objęć. Delikatnie stawiając stopy wyszłam ze szpitalnej salki. Dopiero teraz dotarło do mnie, że przecież nie nocowałam w domu. Żadnego telefonu, nic. Nikt się o mnie nie martwi. Po chwili do mojego zaspanego umysłu dotarło, że przecież mama jest u babci. Ale tata ? Nie dzwonił, nie pisał. Może nawet nie chciał próbować ze mną rozmawiać, po tym czego świadkiem byłam wczoraj. Sięgnęłam po telefon ukryty w torbie. Wyłączony. Może jednak dzwonił ? Trochę nerwów mu nie zaszkodzi, w końcu wczoraj nieźle wyładowywał napięcie...
     Niespełna dziesięć minut czekałam na przystanku, po czym wsiadłam do autobusu. Chłodne powietrze przedzierało się przez moją ciepłą bluzę. Dłonie głębiej ukryłam w rękawach, a głowę oparłam o zaparowaną szybę. Trzeba było wrócić do domu i stawić czoła temu wszystkiemu.
     Wbiegłam na ganek, uciekając przed narastającym deszczem. Wyskoczyłam z przemokniętych trampek i w połowie drogi na górę, zatrzymałam się. W kuchni siedział tata, jakby nigdy nic czytając gazetę. Mimo wszystko zrobiło mi się przykro. Stanęłam w drzwiach i wykręcając końcówki włosów, czekałam aż coś powie.
     - Gdzie byłaś ? - zapytał, nawet nie podnosząc wzroku znad lektury. 
     - A czy ciebie to w ogóle obchodzi ? - spytałam z zaciśniętym gardłem.
     - Oczywiście, że mnie to obchodzi. Jesteś moją córką.
     - Ale ciebie już nie uważam za ojca. - syknęłam i pokonując po dwa schodki, pobiegłam do pokoju. Jego stoicki spokój doprowadzał mnie do szału. Tydzień, dwa wstecz i znów bylibyśmy szczęśliwą rodziną bez prawie żadnych problemów. Chyba nigdy nie zrozumiem jak to wszystko może się zmienić w tak krótkim czasie. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk silnika. Tata jechał do pracy. Tak po prostu bez słowa. Chyba gorzej nie mogło się w naszej rodzinie popsuć. Chociaż... Nie. Pewnie najgorsze jeszcze przede mną. No cóż, istnieje jednak jeden plus dnia dzisiejszego - wolne od szkoły. Ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę po nocy w szpitalu i ostatnich wydarzeniach to pójście do tego miejsca i spotkanie Krystiana. Spojrzałam na kalendarz wiszący na ścianie. Mama powinna niedługo wrócić. Ciekawe co zrobi z tym wszystkim , o ile w ogóle coś zrobi. Czy powinnam jej powiedzieć ? 
    Zadzwonił telefon.  Po kilkunastominutowej rozmowie z Michałem, wiedziałam że mam dla siebie cztery godziny, a potem znów wizyta u niego. I tym razem będę musiała spojrzeć mu w oczy.

czwartek, 8 września 2011

Rozdział trzynasty.

    Kilka sekund stałam niczym porażona piorunem. Nim tata spostrzegł co się dzieje, trzasnęłam drzwiami i wleciałam do windy, gorączkowo wciskając przycisk na parter. Nieudolnie próbowałam hamować łzy. Jak mógł to zrobić mamie ? Mnie ? Zniszczył naszą rodzinę, biedna mama, pewnie o niczym nie wie... Teraz mój szloch stał się głośniejszy. Obiecałam Michałowi, że niedługo wracam, trzeba zebrać się do kupy. Ocierając łzy wybiegłam z budynku. Siedząc w autobusie, próbowałam uspokoić oddech i wygonić z myśli to co widziałam. Jednak obraz taty i tej kobiety nie chciał zniknąć spod moich powiek.
    Delikatnie uchyliłam drzwi szpitalnej sali. Michał leżał na boku, odwrócony do wejścia plecami. Niepewna, czy śpi, cicho powiedziałam:
     - Już wróciłam, Kochanie.
     - Wiem. To dobrze. - odpowiedział. Coś było nie tak. Przysiadłam na skraju łóżka, a on nadal się nie odwrócił.
     - O co chodzi ?
     - Krystian u mnie był. - moje serce zamarło. Czyżby kłamał  i jednak powiedział mu prawdę o tamtym wieczorze ? Jeżeli, tak... Już nic nie będzie jak kiedyś. Z resztkami nadziei zapytałam:
     - Co... Co powiedział ?
     - Że wiesz. O mnie i o nim. O naszym pokrewieństwie.
     - Tak wiem i... - wstał do pozycji siedzącej i ze spuszczonym wzrokiem odwrócił się w moją stronę.
     - Czyli wiesz też, że kłamałem. Wtedy u mnie. Potem w parku. Okłamałem cię, Nika. - powiedział głosem pełnym żalu. Milczałam.
     - Dlaczego mi nie powiedziałeś ? - spytałam po chwili, a on przez dłuższy moment szukał odpowiednich słów. W końcu nabierając powietrze szepnął:
     - Nie rozumiesz ? On i ja jesteś 'braćmi' z przypadku, bo nasz wspólny ojczulek miał kiedyś romans z moją mamą. Powiedziałbym ci, gdyby to był po prostu twój były chłopak. Ale opowiedziałaś jak strasznie się zachował, jak zostawił cię dla przyjaciółki, pamiętasz ? Jak miałem przyznać się, że ktoś taki jest moją rodziną ? Pomyślałabyś, że ja jestem taki sam... - zakończył, nadal nie podnosząc wzroku. Wzięłam jego twarz w dłonie i przysunęłam się do niego.
     - Jak możesz tak mówić. Nigdy bym tak nie pomyślała. On to on. Ty jesteś całkiem inną osobą. Jesteś mój. - po tych słowach przytuliłam się do niego delikatnie, uważając na zagipsowaną rękę. Zanurzył twarz w moich włosach. Położyliśmy się na tym maleńkim szpitalnym łóżku. Zdrową ręką gładził moje biodro.
     - Ty też jesteś moja. - szepnął mi do ucha z taką czułością, że poczułam łzy pod powiekami. Jak ja mogłam mu to zrobić ?

sobota, 3 września 2011

Rozdział dwunasty

    - Dlaczego on jest w szpitalu ? Co się stało ?
    - Szedł wczoraj późnym wieczorem do Ciebie. I nie doszedł. Stuknął go jakiś pijany kierowca. - powiedział chłodnym głosem Krystian. Czułam, że mnie o to obwinia. Nie powiedział tego wprost, ale ja wiedziałam. To przeze mnie. Gdybym nie była taka głupia, nie bała się spojrzeć prawdzie w oczy... Nic by się nie stało. Mój chłopak nie leżałby przeze mnie w szpitalu ! Nie wybaczę sobie, nie w...
    - Jesteśmy. - burknął. Wysiadłam i biegiem udałam się do recepcji. Zasypałam pielęgniarkę stosem pytań, potem długą chwilę musiałam przekonywać ją, że nie potrzebuję leków uspokajających. Kiedy mi się to udało, zjawił się Krystian. Po uważnym spojrzeniem pielęgniarki udaliśmy się do sali nr 14. Weszłam pierwsza. Wszystko we mnie krzyczało, kiedy zobaczyłam Michała, z ręką w gipsie, bandażem na głowie, całego poobijanego. Spał. Cichutko zbliżyłam się do niego i usiadłam na kraju łóżka. Krystian wciąż stał przy drzwiach, lecz po chwili namysłu wyszedł na zewnątrz, uznając chyba, że nie jest nam potrzebny. Chwyciłam dłoń Michała, przykładając ją sobie do policzka. Lekko uchylił powieki. Kiedy mnie dostrzegł, kąciki jego ust delikatnie podniosły się w górę.
   - Tak bardzo się martwiłem. - wyszeptał zachrypniętym głosem. Nie mogłam dłużej wytrzymać - pękłam, wylewając z siebie potoki łez.
   - Przepraszam. Nie płacz. - powiedział, a ja zaczęłam szlochać jeszcze bardziej. Był taki kochany, tymczasem ja...
   - Nie przepraszaj, nie masz za co. Musisz odpocząć. Śpij, porozmawiamy jak poczujesz się lepiej.
   - Teraz kiedy wiem, że nic ci nie jest, na pewno wszystko będzie dobrze. - szepnął. Szkoda, że w jakimś stopniu się mylił.
    Spędziłam w szpitalu resztę dnia, większość czasu patrząc na Michała i słuchając jego spokojnego oddechu. Około dwudziestej, przypomniałam sobie o tacie. Pewnie niedługo będzie w domu. Muszę go jakoś powiadomić. Sięgnęłam do kieszeni po telefon. Bateria rozładowana. Cicho wstałam z zamiarem wyjścia, kiedy za rękę przytrzymała mnie dłoń Michała.
   - Gdzie idziesz ? - zapytał.
   - Muszę skoczyć na chwilę do taty do pracy, bo rozładował mi się telefon. Skoczę też do domu się przebrać i jestem z powrotem. Śpij. - odpowiedziałam, pocałowałam go delikatnie, uważając na siniaki, po czym wyszłam. Krystian odjechał chwilę potem jak mnie tu dowiózł, do niego też musiałam zadzwonić.
    Po kilkudziesięciu minutach byłam wreszcie w domu. Wskoczyłam pod prysznic, przebrałam się, zrobiłam kilka kanapek. W połowie naładowany telefon i wszystko inne wrzuciłam do torby. Pomyślałam, że tata będzie mniej się martwił, kiedy sam mnie zobaczy, tak więc mimo naładowanego telefonu, wsiadłam w autobus, z zamiarem odwiedzenia go w pracy. Kilka przystanków przed celem zadzwoniłam do Krystiana.
   - Hej, nie przeszkadzam ?
   - Nie, jasne, że nie. - powiedział, choć czułam, że to nie do końca prawda.
   - Jak Michał ? - zapytał.
   - Chyba ok... Przynajmniej na to wygląda. Zaraz jadę do niego z powrotem. Słuchaj, wiem, to takie niezręczne i... Ale czy ty mu coś mówiłeś ? O nas ? Wiesz o co mi...
   - Tak, wiem. - przerwał. - Oczywiście, że nic mu nie mówiłem. W tym stanie miałem go jeszcze bardziej denerwować ? Sądzę, że w ogóle nie powinien o tym wiedzieć, ale to już jest chyba twój wybór, czyż nie ? My nie jesteśmy zbyt związani.
   - Teraz nie, ale niedługo... Na pewno mu powiem. Inaczej nie będę potrafiła dalej z nim być.
   - Rób jak uważasz. Muszę kończyć, siema. - powiedział i się rozłączył. Akurat dojechałam na swój przystanek. Z autobusu wysiadłam prosto w noc. Kilkaset metrów dalej, mieścił się budynek firmy, w której pracował tata. Był chyba jakimś doradcą, kimś w rodzaju prawej ręki prezesa. Miał nawet własną sekretarkę. Pod względem pracy, byłam z niego dumna, zawsze był taki odpowiedzialny i sumienny.
   Weszłam do środka przez duże, szklane drzwi. Z uśmiechem przywitałam znajomą taty, która kiedyś z mężem przyszli do nas na obiad. Wsiadłam do windy, wcisnęłam przycisk szóstego piętra. Tam właśnie było biuro taty. Chwilę potem stałam przed drzwiami, lecz zawahałam się z wejściem. To niby mój tata... Ale przecież ktoś może u niego być. Jakiś klient albo coś... I chyba miałam rację, bo usłyszałam stłumiony kobiecy głos. Tak więc zapukałam i od razu otworzyłam drzwi. Zaczęłam dukać nieśmiałe 'dobry wieczór', kiedy słowa zamarły mi na ustach. Przede mną rozciągało się duże pomieszczenie, pełne drogich mebli, z kilkoma skórzanymi fotelami i dużymi oknami. Na środku stało biurko. A na tym biurku siedziała pół naga sekretarka, nad którą pochylał się mój ojciec.

piątek, 26 sierpnia 2011

Rozdział jedenasty.

    Automatycznie wyłączyłam dzwoniący na alarm telefon. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, który jest dzień tygodnia i że trzeba zebrać się do szkoły. Wstałam ociężale, a kiedy wreszcie podniosłam się do pionu, wydarzenia dnia wczorajszego uderzyły mnie z taką siłą, że  powrotem opadłam na pościel. Jeszcze przed chwilą zaspana - teraz z całkiem czystym umysłem, powracałam do tamtych wydarzeń. Wbrew sobie czułam się miło na samo wspomnienie ponownej bliskości z Krystianem. Ale potem wyobraziłam sobie Jego i Klaudię, miziających się po kątach w szkole. I to jak ze mną zerwał. Jak mnie porzucił niczym starą zabawkę. Miłe uczucie natychmiast wyparowało. Wyciągnęłam telefon spod poduszki. 19 nieodebranych połączeń. Jedno od mamy, reszta od Michała. Rzuciłam telefon obok siebie, postanawiając, że zajmę się tym później.
    Szybko weszłam pod prysznic, nadrabiając czas, który zabrało mi wcześniejsze rozmyślanie. Po niespełna pięciu minutach, stanęłam przy oknie, widząc, że dzisiejszy dzień będzie jednym z tych cieplejszych. Minuta namysłu - i już schodziłam na dół, w dresowych spodenkach za kolano, koszulce i cienkim kangurku. Migiem zjadłam tosty z dżemem, po czym pobiegłam do łazienki. W pośpiechu myjąc zęby, przyjrzałam się swojemu odbiciu. Musiałam jakoś dziwnie spać, ponieważ włosy powykręcały się i sterczały teraz na wszystkie strony. Podejmując natychmiastową decyzję, splotłam je w luźny warkocz na boku. Znów coś nowego. Jak znajdę czas będę musiała poeksperymentować z tymi włosami.
    Doszłam już do przystanku, kiedy dotarło do mnie, że jadę tym samym autobusem co mój chłopak. Boże, ależ ze mnie idiotka. Nie mogę już... Właśnie nadjechał autobus. Nie mam wyjścia, muszę wsiąść. Porozmawiam z nim, w końcu muszę. Im wcześniej tym lepiej - z tą myślą kupiłam bilet i skierowałam się na tył autobusu. W połowie 'trasy' spostrzegłam, że siedzenia na tyle są puste. Rozejrzałam się wkoło. Nie było go. Może pomyliłam autobusy ? Zerknęłam jeszcze raz przez ramię. Nie, wszystko jak najbardziej w porządku. Po prostu go nie było. Zdezorientowana zajęłam pierwsze z brzegu miejsce. Resztę drogi spędziłam na gapieniu się w okno.
    Wchodząc do szatni, omalże nie wpadłam na Krystiana, jednak w odpowiednim momencie zmieniłam kierunek. Nie jestem pewna czy mnie zauważył, ale pierwszą lekcję i tak mamy razem. Nie chcę na niego nawet patrzeć. Sama nie rozumiem jak w ogóle mogłam go pocałować, a potem dopuścić do takiego rozwoju wydarzeń. Jeszcze muszę porozmawiać z Michałem. Pewnie się martwi, że nie odbieram. Ale w tym wypadku dlaczego nie pojechał do szkoły...
    Do klasy weszłam ostatnia. Zajęłam miejsce obok Magdy. Polonistka znów pół godziny przekazywała nam  wartości, które według niej ukazane były w jakiejś tam powieści.
    - Wiesz... Wczoraj tak dziwnie się zachowywałaś i nie chcę się wtrącać... Ale... Czy wszystko gra ? - zapytała mnie. Ni stąd ni zowąd poczułam potrzebę wygadania się drugiej osobie. Teraz doszły mnie skutki braku przyjaciółki. Nie zastanawiając się, powiedziałam;
    - Nie. Nic nie gra. Ale to nie jest rozmowa na kawałek lekcji polskiego. Przyjdź do mnie w tym tygodniu, okej ? - wyglądała na zaskoczoną.
    - Do ciebie ? Ym... Tak jasne, ale kiedy dokładnie ?
    - W sumie... Może jutro. Dam ci jeszcze znać w szkole.
    - Dobrze. - powiedziała i obie zamilkłyśmy, czując na sobie karcący wzrok polonistki. Dziesięć minut przed końcem lekcji, Krystian zerwał się z ławki, oznajmił, że musi pilnie zadzwonić i wybiegł. Ciekawe co się stało. Klaudia również wyglądała, jakby nie miała pojęcia o co chodzi. Na tą lekcję Krystian już nie wrócił.
    Mniej więcej w połowie przerwy, szłam do łazienki, kiedy ktoś złapał mnie za łokieć i pociągnął za ścianę. Skutecznie unikałam wzroku Krystiana i nie dając dojść mu do słowa, powiedziałam:
     - Zostaw mnie, rozumiesz ! To co się wydarzyło wczoraj, było błędem. Zapomnij o tym i żyjmy jakby nic się nie wydarzyło. 
     - Nie o to chodzi, posłuchaj...
     - Nie chcę niczego słuchać ! - krzyknęłam i wyrwałam się z jego uścisku. Pobiegłam do łazienki, ignorując  wołanie. 
      Podczas czwartej lekcji, z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi. Do klasy wszedł Krystian, swoje spojrzenie zatrzymując centralnie na mnie.
     - Pan dyrektor prosi Dominikę. To podobno ważne. - powiedział. Wiedziałam, że kłamie. Znacząco spojrzał na moją torbę. Wzięłam ją do reki i wyszłam, zamykając delikatnie drzwi.
     - Czego chcesz ? Już mówiłam...
     - To teraz pryszcz. Lepiej rusz się, jeżeli coś czujesz do mojego 'braciszka' - powiedział. Walnęło mnie niczym piorunem. Coś się stało, coś się stało, coś się stało...
     - No rusz się ! - krzyknął i pobiegliśmy schodami w dół. Chwilę potem siedzieliśmy już w jego samochodzie. Po kilku minutach zorientowałam się gdzie jedziemy. Szpital.