piątek, 13 stycznia 2012

Rozdział szesnasty.

   - Cześć, jak się czujesz ? - powiedziałam, wieszając torbę na krześle i rozpinając kurtkę.
   - Lepiej. - jego głos był niczym sopel lodu. Przełknęłam ślinę i usiadłam na brzegu szpitalnego łóżka. 
   - Stało się coś ? - zapytałam, prawie szeptem, drżącym szeptem. Wciąż patrzył na mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy. Niczym na obcą osobę, zdawał się na nowo poznawać rysy mojej twarzy i kolor moich oczu.
   - Był u mnie Krystian. - syknął, odwrócił wzrok i wlepił go w ścianę. Dotknęłam jego ramienia a on odsunął się lekko jakby w obawie przed chłodem mojej dłoni.
   - I... po co przyszedł ? - brnęłam dalej, czując jak grunt osuwa mi się spod nóg. Cofnęłam wyciągniętą wcześniej rękę i mierzwiłam teraz róg kołdry.
   - Pokłóciliśmy się, o to co zwykle. Przy okazji doszło do twojego tematu. Wybuchł. Powiedział wszystko co mu ślina na język przyniosła. Wszystko. - jego grobowy ton sprawił że nie mogłam się nawet poruszyć. Z trudem otworzyłam usta, ale zanim zdołałam wydobyć z siebie choćby słowo, przerwał mi:
   - Chcę wiedzieć tylko jedno... Tylko jedno. Wystarczy że odpowiesz tak, lub nie. - spojrzałam na niego pełnymi łez oczami, nigdy się tak nie czułam. Nowe doświadczenie którego nigdy nie chciałabym przeżyć. Gdybym tylko miała wybór, gdyby tylko...
   - Czy to co powiedział, jest prawdą ? - oderwał wzrok od ściany i spojrzał na mnie. W jego zaszklonych oczach również dostrzegłam smutek. Milczałam przez długą chwilę. Chyba uznał to za potwierdzenie.
   - Wiedziałem. Wiedziałem, że jest zbyt pięknie. - szepnął, a ja mimowolnie  wypuściłam kilka łez na policzki. Gorące, ogrzały chłodną skórę.
   - Ja nie chciałam, naprawdę... Nie mam pojęcia jak do tego mogło dojść, coś we mnie wstąpiło... 
   - Przestań się tłumaczyć, byliście ze sobą tak długo, rozumiem że naprawdę go kochałaś i...
   - Nie ! Nie kocham jego, kocham Ciebie ! Wtedy... Miałam spore problemy z ojcem i potrzebowałam kogoś, dowiedziałam się że kłamałeś... Nie wiedziałam co robię, naprawdę, to było... Niekontrolowane. Jakbym nie była sobą, ale kiedy... Było już prawie za późno ale zdałam sobie sprawę z tego co robię i przerwałam to rozumiesz ? Nie mogłam bo kocham tylko jedną osobę, tyko tyle mieści moje serce... I...
   - Wyjdź.
   - Co ?
   - Powiedziałem wyjdź. Nie chcę tego słuchać. - po kilku sekundach dotarły do mnie jego raniące słowa. Tak, raniły, jednak w porównaniu z tym co zrobiłam ja, były niczym. Chwyciłam torbę i gwałtownie wstałam. Szybkim krokiem dopadłam drzwi. Naciskając klamkę odwróciłam się na moment i spojrzałam na niego. siedział zwrócony plecami do mnie, obojętnie patrzył w okno. 
   - Zawsze będziesz najważniejszy. Przepraszam. - szepnęłam cicho i wyszłam, delikatnie zamykając drzwi. Byłam pewna że nie słyszał. Dźwięk zamka w drzwiach wyrwał mnie z otępienia. Bladoniebieskie ściany korytarza zaczęły tracić ostrość. Z całych sił starałam się ogarnąć coraz bardziej wirujący świat. Ręką chwyciłam się najbliższego krzesła, usiadłam, cicho łkając. Usłyszałam kroki.
   - Czy wszystko w porządku ? - podniosłam oczy i widząc nad sobą starsza pielęgniarkę, szybko je otarłam. 
   - Tak. Pewnie. Wszystko gra. - powiedziałam, pośpiesznie wstałam i ruszyłam ku schodom. Zawroty gdzieś zniknęły. Rzeczywistość przyciągnęła mnie tak gwałtownie, beton nagle stał się bardziej twardy, powietrze bardziej chłodne, a serce bardziej zranione. Otrząsnęłam się i postanowiłam, że wezmę się w garść. Dziesięć minut czekania na autobus w narastającym deszczu trochę mnie orzeźwiło. Gdy wreszcie przyjechał, z zupełnie obojętną miną zajęłam pierwsze z brzegu miejsce. Pierwszy raz od wielu dni nie poszłam na tył. Nie chciałam wspominać. Droga ciągnęła się niemiłosiernie, miałam wrażenie że godzinami. Kiedy wreszcie dobiegła końca, szybkim krokiem ruszyłam w stronę do domu. Jedynym czego teraz chciałam to znaleźć się w swoim łóżku, przytulić kota i zasnąć. 
     Z daleka zauważyłam, że coś jest nie tak. Przed domem stał jakiś nieznajomy samochód, siedziała w nim całkiem ładna kobieta. Chciałam przyjrzeć się jej twarzy, jednak krople na szybie samochodu skutecznie to umożliwiały. Drzwi do domu były otwarte. Przekraczałam drzwi ganku, gdy w korytarzu stanął tata. W prawej ręce trzymał średniej wielkości torbę. Oczy omal nie wyszły mi na wierzch, gdy przepychał się z nią obok mnie.
    - Co tu się dzieje ? - zapytałam ochrypłym głosem.
    - Nic szczególnego, kochanie. Pewnie sama domyślisz się dlaczego, wyprowadzam się. 
    - Ale... Jak to wyprowadzasz ?! - krzyknęłam, a on z miną "daj mi spokój" powiedział jedynie: "Do zobaczenia" i wychodząc trzasnął drzwiami. Szybko ściągnęłam buty, odwiesiłam kurtkę i pobiegłam do kuchni. Przy stole siedziała mama, z twarzą ukrytą  dłoniach. Jej ramiona nieznacznie drżały. Bez chwili wahanie podeszłam i przytuliłam ją. Chciała coś powiedzieć jednak przez łzy nie mogła wydusić słowa. Nienawidziłam widzieć jej w takim stanie. Przecież to matka, powinna być silna, być wzorem i podporą. A jednak teraz to ona mnie potrzebowała. "Poradzimy sobie" - szepnęłam i objęłam ją mocniej.
    

2 komentarze: