czwartek, 14 lipca 2011

Rozdział drugi.

Stanęłam naprzeciw nich z pytającym wzrokiem.
- Dlaczego po mnie nie przyjechałeś ? – zapytałam. Głos mi drżał. Opanuj się, opanuj się.
- Nie mogłem, bo…  Chcieliśmy z tobą porozmawiać. Nie wiedziałem co powiedzieć, po prostu nie przyjechałem, przepraszam. – wydukał, patrząc w ziemię. Było mu chyba głupio, że mnie wystawił. Tylko, że jeśli chodzi o…
- Słuchaj, nie będę owijała i powiem od razu, Krystian i ja jesteśmy w sobie zakochani i nie staniesz nam na przeszkodzie do szczęścia.  – przerwała mi.  Poczułam się jakby ktoś mi przywalił z pięści. Jeszcze przed chwilą miałam resztki nadziei. Teraz je rozwiała. Moja najlepsza przyjaciółka. Była. Przez długą chwilę trawiłam jej słowa i próbowałam ustabilizować oddech. Nie, nie dam im tej satysfakcji.
- Czy możemy porozmawiać na osobności ? – zwróciłam się do niego.
- Nie mamy przed sobą tajemnic . – powiedziała w jego imieniu.
- Daj spokój, tylko chwilę z nią porozmawiam, dogonię cię zaraz. – popatrzył na nią chwilę, aż w końcu się zgodziła i ruszyła na lekcje.
- Jak mogłeś ?! – krzyknęłam, zapominając, że nie jesteśmy tu sami.
- Ciszej. Posłuchaj bo…
- Od jak dawna ?!
- Nie wiem, może kilka tygodni, ale… Naprawdę czułem, że między nami coś gaśnie i chciałem po prostu z Klaudią pogadać, a potem spotkaliśmy się znowu i … Zakochałem się w niej, rozumiesz ? tak na prawdę.  W weekend przekonała mnie, że nie mogę tak dłużej żyć w kłamstwie. Że my nie możemy. Więc, to jest koniec. Nie rób scen, ok ? – tym zakończył swoje wytłumaczenia. Nie rób scen ?! Zaraz mu tu taki teatrzyk urządzę, że się nie pozbiera. Wpatrywałam się w niego oszołomiona. Nie, nie będę zachowywać się jak idiotka. Dopiero w domu. Wytrzymam, wytrzymam, wytrzymam… Powtarzałam w myślach.
- Hej ? Nika ? Dobrze się czujesz ? – spytał, udając zatroskanego. Czy dobrze się czuję ? Zajebiście !
- Tak. Goń za swoją nową dziewczyną, frajerze ! – powiedziałam po czym wyszłam z szatni, przepychając gapiów.  Nie było mowy o lekcjach. Nie spędzę w tym budynku ani minuty dłużej. Przynajmniej nie dziś. Wyszłam, chociaż prawie wybiegłam z budynku liceum. Za murami szkoły, już naprawdę biegłam. Nie wiedziałam gdzie, po prostu przed siebie. Nogi poniosły mnie do parku. Usiadłam na ławce nad brzegiem jeziora i rozpłakałam się jak małe dziecko. Wstrząsał mną gwałtowny szloch. Czarne od tuszu łzy wycierałam rękawami. Nagle zobaczyłam nad sobą czyjąś rękę, trzymającą paczkę miętowych chusteczek.
- Chyba tego potrzebujesz. – powiedział chłopak z autobusu. Nie wiem skąd się tu wziął, ważne że był. Podał mi chusteczkę. Otarłam czarne łzy, wydmuchałam nos. Mimo sytuacji, nie czułam się niezręcznie. Usiadł obok mnie i milczał. Taka kojąca cisza. Nawet nie zauważyłam kiedy przestałam płakać. Byłam już spokojna, ale wewnątrz moje serce rozdzierał niewyobrażalny ból. I wtedy zaczęłam mówić. Wylałam z siebie wszystkie uczucia, wspomnienia i żale. Opowiadałam jak się z Krystianem poznaliśmy, jak zaczęliśmy być ze sobą, wszystkie spotkania, obietnice i odczucia przez ostatni tydzień do zerwania. Kiedy wreszcie zdyszana po półgodzinnym monologu odwróciłam się w Jego stronę, spostrzegłam że wpatruje się we mnie nader  intensywnie.   Nie wiedziałam co powiedzieć, teraz poczułam się dziwnie. Nie widziałam nawet jak ma na imię, a streściłam mu rok mojego życia z innym facetem.
- Ja… Przepraszam. Nie chciałam. Zmusiłam cię do słuchania moich żali, a przecież nawet się nie znamy. Ja … - zaczęłam się tłumaczyć, ale wtedy ponownie poczułam łzy pod powiekami. Nie wiedziałam jak się powstrzymać, ponownie zaczęłam płakać. Tylko, że cicho. Z obawy przed drżeniem głosu, nie odzywałam się więcej. Nie zauważyłam nawet kiedy się do mnie przysunął. Dostrzegłam co się dzieje dopiero wtedy, kiedy poczułam że mnie przytula. Nie protestowałam, wtuliłam się w niego, wdychając cudowny zapach bluzy. Obejmuję nieznajomego chłopaka, chyba mnie pojebało. Gładził ręką moje włosy, powtarzając mi do ucha, żebym się nie przejmowała i że wszystko się ułoży, tylko musze być silna. Mogłabym tak siedzieć wiecznie, czując się bezpieczna w Jego ramionach. Ale tę piękną chwile przerwał telefon. Odsunęłam się od chłopaka, wyjęłam telefon z torby. Mama.
- Hej, słoneczko, dzwonię żeby Ci powiedzieć, że nie będzie nas w domu do 21.
- Ok. – odparłam. Nie wiedziałam co teraz zrobić. Tak po prostu odejść ?
- Słuchaj, mama dzwoniła muszę wracać. Szybko. – powiedziałam mu, po czym pobiegłam do domu. Tak bez słowa podziękowania, bez niczego. Jak idiotka. Trudno.  Potem będę się tym martwić. Wskoczyłam pod prysznic  i poszłam spać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz