poniedziałek, 30 stycznia 2012

Rozdział siedemnasty

   Syknęłam z bólu gdy krople wrzącej wody znalazły się przypadkiem na moich dłoniach. Chwyciłam mocniej czajnik i zalałam dwie kawy. Ich zapach od razu dotarł do moich nozdrzy. Złapałam filiżanki i ostrożnie przeniosłam na stół, przy którym wciąż siedziała, nieco spokojniejsza teraz, mama. Kończyła drugą paczkę chusteczek, hamowała łzy, które nijak nie chciały się skończyć. Znów usiadłam na przeciw niej i nic nie mówiąc, czekałam aż sama pęknie. Łyk czarnego napoju musiał nieco ją ożywić, bo po kilku minutach otworzyła usta.
Płytko oddychając słuchałam jej słów, które z trudem płynęły jej przez gardło. Nie wiedziała. Ojciec postawił ją przed faktem, z dnia na dzień, ot tak zostawił. Uparcie gapiłam się w stół. Sumienie gryzło mnie, niczym szczury przegniłe kable. Ona była jego sekretarką, mówi mama, a z moich ust chce się wyrwać "wiem". Hamuję się jednak i wciąż tylko patrzę w dół, unikając odpowiedzialności. Za to że wiedziałam i milczałam. Choćby kilka dni. Ale co by to zmieniło ? I tak by odszedł. Co musiało się stać, że tą decyzję podjął tak nagle ? Może ustalili już datę ślubu, jedynie czekają na rozwód, może mogłam temu zapobiec... Może gdybym żądała wyjaśnień i wcześniej powiedziała mamie... Nadgodziny. Powinnam się domyślić, że kłamie. Ale do cholery, jest moim ojcem, najlepszym jakiego mogłam mieć, nigdy bym nie pomyślała...
   - Wystarczy tego użalania się nad sobą. - powiedziała niespodziewanie mama i wstała od stołu, zabierając puste filiżanki.
   - On wróci, zobaczysz... Wszystko będzie...
   - Wiem, że wróci. - przerwała mi. - Ale wtedy już nikt nie będzie go tu chciał ani potrzebował.
   - A co ze mną ? Nawet nie pomyślał, jak będę się czuć. I co ? Zrobimy tak jak na filmach ? Cotygodniowe widzenie ? W soboty ? A może niedziele ?! No, jak to będzie ?!
   - Uspokój się. Wiem, że cierpisz tak samo jak ja, ale to, że odszedł, nie znaczy, że przestał być twoim ojcem. Jest nim nadal, można powiedzieć, że jedynie na pół etatu... - zakończyła już ciszej i nie czekając na moją odpowiedź poszła do już nie 'ich' a swojego pokoju. Zatrzasnęła drzwi.
     Odgrzałam sobie obiad, usiadłam w tym samym miejscu i gapiłam się na przesuwające się wolno wskazówki zegara. Na moment zapomniałam o swoich problemach, całkowicie oddając się 'stracie' ojca. Rodziny. Normalnego życia. Wspomniałam obojętne 'wyjdź' Michała. Sałatka jakoś przestała smakować. Za słona. Przetarłam oczy. To nie sól. Łzy. Niepostrzeżenie wypuściłam kilka na policzki. Talerz wylądował w zlewie, obok kubków.
    Straciłam dziś dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Dziś dwie, w ciągu tych kilku tygodni, nieco więcej. Chłopak, przyjaciółka, kolejny chłopak, teraz tata. Co jeszcze mnie spotka ? Wiem, że los może jeszcze pokazać na co go stać, bez żadnego wysiłku. Wystarczy tylko czekać.
   Nagle usłyszałam głuche dzwonienie telefonu. Pobiegłam do kurtki, w której się znajdował. Z bijącym sercem przeszukiwałam kieszenie, aż w końcu znalazłam. Całą sobą pragnęłam by na ekranie widniało jego imię. Gdy wreszcie spojrzałam na wyświetlacz, z rozczarowaniem przyjęłam do świadomości 'Magda'. No tak, cholera, miała dziś do mnie wpaść.
    - Halo ? - powiedziałam, starając się nadać swojemu głosowi normalny ton.
    - Hej. Dzwonię, żeby upewnić się czy to nadal aktualne.. Nie byłaś dziś w szkole...
    - Mam zły dzień. Cholernie zły dzień... i...
    - Ok, rozumiem, czyli innym razem... - usłyszałam w jej głosie coś jakby zawiedzenie. Co będę robić przez resztę popołudnia ? Płakać ? Spadać na kolejny etap samozniszczenia ? Chyba powinnam przez chwilę się oderwać.
    - Wiesz co ? Nie. To właśnie dobry pomysł, przyjdź.
    - Jesteś pewna ?
    - Tak. Podawałam ci adres kilka dni temu, także... Czekam.
    - Mhm, będę a godzinę. - powiedziała i rozłączyła się. Zacisnęłam telefon w dłoni i zastanawiając się czy aby na pewno zrobiłam dobrze, poszłam do swojego pokoju. Ogarnęłam lekki bałagan, poupychałam ciuchy do szafy, poprawiłam koc na łóżku. Po kilku minutach usiadłam. Zostało jeszcze tyle czasu do jej przyjścia. Zbyt mało żeby zaczynać coś robić i zbyt wiele by myśleć. Nie mogę myśleć zbyt dużo, nie teraz. To mnie niszczy. Rozpadnę się, na części.
    Zrezygnowana opadłam na łóżko, dłonie podłożyłam pod głowę. Przymknęłam powieki i z nadzieją, że czas upłynie wtedy szybciej, powtarzałam w myślach piosenkę. Coś dziwnego mieszało mi w głowie. Głuchy, odległy dźwięk. Łkanie. Mama w sąsiednim pokoju, zdjęła maskę silnej kobiety.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz