piątek, 30 grudnia 2011

Rozdział piętnasty.

    Ociężale usiadłam na łóżku. Zegar tykał niemiłosiernie. Każdy ruch wskazówki przybliżał mnie do kolejnego spotkania z osobą, której miałam kłamać w żywe oczy. Przetarłam twarz chłodnymi dłońmi i położyłam się na boku. Otępiający ból głowy odbijał się od ścian mojej czaszki równie mocno co myśli. Chciałam się wyłączyć, na moment zasnąć, ale nie mogłam. Spojrzałam na krzesło obok i zobaczyłam Krystiana, który rzuca na nie swoje ubranie. Majaki tamtej nocy wróciły. Mimo wszystko do oczu nabiegły mi łzy. Czułam się taka winna, odpowiedzialna za to wszystko. Przecież właściwie tak było - ja zaczęłam go całować. Dziwka ze mnie. 
     Jednak zasnęłam. Nie wiedziałam kiedy, czarna otchłań pochłonęła mnie całkowicie. Nie pamiętałam nic, żadnych obrazów, jedynie niewyraźne głosy. Podniosłam się z łóżka, a głowa eksplodowała bólem. Z cichym sykiem objęłam ją ramionami i zgięłam się wpół. Tylko tego teraz mi brakowało. Zegar wskazywał późną godzinę. Za czterdzieści minut odjeżdżał mój autobus. Szybkim krokiem poszłam do łazienki i stając na palcach szukałam tabletek w szafce. Przerzuciłam chyba ze sto opakowań nim trafiłam na to właściwe. Połknęłam szybko dwie naraz i pognałam na dół się ubrać. Podczas gdy spałam, tata nie wrócił do domu. Lodówka świeciła pustkami. Po powrocie zrobię zakupy - postanowiłam. Minuty mijały cholernie szybko. Chwytając torbę pognałam na przystanek.
     Złapałam autobus dosłownie w ostatniej chwili, gdy już miał ruszać. Kierowca zganił mnie wzrokiem, kilka staruszek uśmiechnęło się pobłażliwie. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu, odczuwając dziwną pustkę z powodu osoby, której brakowało po mojej lewej stronie. Spojrzałam przez okno. Pierwsze od dwóch dni promienie słońca, przebijały się przez szarą warstwę chmur. Wciąż chciało mi się spać. Oparłam głowę o chłodną szybę i niemalże odpłynęłam gdy...
     - No wiesz co ! Wariacie ! - z otępienia wyrwał mnie czyjś donośny głos. Klaudia - moja była przyjaciółka, właśnie wchodziła do autobusu. Nigdy nie krępowała się obecności innych ludzi, potrafiła na cały autobus prawić o ostatniej imprezie. Teraz wsiadła pierwszymi drzwiami, nie sama. Za nią podążał jakiś jasnowłosy chłopak, nieznajomy. To chyba do niego skierowane były jej słowa, bo po chwili zaśmiali się oboje. Kim był ?
    - Już się nie mogę doczekać. - powiedziała do niego, po czym ignorując wszystkich wokół, rzuciła się na niego z łapczywymi pocałunkami. Gdybym stała - pewnie z otwartymi ustami wylądowałabym na ziemi. Siedziałam jednak więc jedynie gapiąc się na nich jak na kosmitów - nie wierzyłam własnym oczom. Moja kochana przyjaciółeczka, która zaledwie dziesięć dni temu odbiła mi mojego chłopaka, a następnie przestała się do mnie odzywać - szaleje teraz w autobusie z jakimś obcym typem. Wiedziałam, że jest zdolna do różnych rzeczy, ale nie, że do takich... Na szczęście nie zauważyła mnie, więc wsunęłam się głębiej za fotel w przodzie i udawałam, że pochłania mnie obraz za oknem. Widziałam stamtąd tylko twarz nieznajomego. Musiał wyczuć że wgapiam się w niego bo po chwili pochwycił moje spojrzenie. Trwało to chwilę, więc Klaudia zorientowała się co jest grane.
    - Na kogo się tak lampisz ?! - wrzasnęła na pół autobusu, kierując swój wzrok w tym samym kierunku. Spojrzała na mnie i dopiero po chwili zamarła. Jej brwi ściągnęły się, jak zawsze gdy była zła. Z nienawiścią w oczach zmierzała ku mnie. Mimo, że kiedyś byłyśmy tak blisko, poczułam lekki przestrach.
    - Jedno słowo Krystianowi, a...
    - A co ? - zapytałam z rozbawieniem. Właściwie wyglądała śmiesznie, najeżona, czerwona na twarzy, zła i przestraszona. Tak, chyba się bała, że wszystko wygadam. To mogłaby być według niej, moja słodka zemsta. Chyba jednak nie znała mnie tak dobrze, bo inaczej wiedziałaby, że nie jestem taka.
    - A pożałujesz. - syknęła, niemal plując jadem.
   - Grozisz mi ? Ty ? - odparowałam nie hamując śmiechu. W rzeczywistości nie byłam tak odważna, jaką grałam. Ale co mi zostało ? Przecież nie mogłam dać się zastraszyć.
    - Przekonasz się. - to mówiąc wysiadła, a za nią poleciał  jej jasnowłosy pupilek. Mogłam wszystkim powiedzieć. Mogłam, ale nie chciałam. Co by mi to dało ? Pewnie i tak nikt by nie uwierzył. Mój przystanek był kolejny. Idąc schnącym chodnikiem starałam się o tym nie myśleć. Przeglądnęłam się w wystawie kilku sklepów. Nie poznałam siebie.Krzywy uśmiech zagościł na mojej twarzy, przyspieszyłam kroku.
    Obdarty budynek szpitala nie zachęcał do odwiedzin, weszłam jednak zmuszając stopy do przekroczenia progu. Od razu pojechałam windą na piętro Michała. Wysiadając wpadłam na ciemnowłosą kobietę. Uśmiechnęła się do mnie w przelocie i nie zatrzymując się, pobiegła dalej. Rozpoznałam ją , chociaż nigdy wcześniej się nie spotkałyśmy. Rozpoznałam te oczy. Mama Michała.
   Z uśmiechem weszłam do jego sali, lecz po chwili ten uśmiech zgasł. Michał spodziewał się mnie. Siedział na wprost drzwi, wpatrując się we mnie. Nie tak jak zawsze, jego oczy były zimne i pełne zawodu. Patrzył na mnie z bólem. Wyczytałam to z jego twarzy. Wiedział.

1 komentarz: