piątek, 5 sierpnia 2011

Rozdział ósmy.

- Że ? Że co ?! No co ?!
- Że będziemy musieli się wyprowadzić. –  powiedział ubiegając mamę, tata.
- Co ?! Jak to wyprowadzić ? Dlaczego ? Gdzie ?! Ja się stąd nie ruszam ! – krzyczałam gubiąc się w słowach. Czułam napływające do oczu łzy.
- Mówiłam przed wyjazdem, że babcia jest chora. Okazało się że to coś poważniejszego. Dobrze wiesz, że nie ma się nią kto zająć. Radziła sobie te wszystkie lata po śmierci mojego ojca, ale teraz ktoś musi przy niej być całodobowo. Zamieszkalibyśmy u niej.
- Nie. Nie ma mowy. To tyle kilometrów stąd. Mam szkołę, mam Michała… - tu urwałam, nie tyle przez łamiący się głos, co przez to, że oni o Michale nie mieli pojęcia.
- Michała ? Jakiego Michała ?
- Właśnie. Z tego co się orientuję Twój chłopak nazywa się Krystian ? – powiedziała mama, unosząc pytająco brwi. Zaczerpnęłam głęboki oddech, po czym streściłam im jak to w czasie wyjazdu – chociaż nieco przed – rozstałam się z Krystianem i poznałam  Michała, który teraz jest dla mnie ważny,  i bez niego nie będę mogła normalnie funkcjonować. Słuchali z dziwnymi minami. Oczywiście pominęłam wszystkie szczegóły typu mnie zapłakaną w parku, włamanie przez balkon, wspólne mieszkanie … Takich rzeczy się po prostu nie mówi rodzicom.
- Mam już prawie siedemnaście lat, mam prawo mieć swoje zdanie, za rok będę pełnoletnia. Traktujcie mnie jak dorosłego człowieka. Nie mogę się stąd wyprowadzić. – głos całkiem mi się załamał.
- To co zrobimy ? – spytała mama, uznając to pytanie za retoryczne i pogrążając się w rozmyślaniach.
- Idź odrób lekcje, czy co tam chcesz, naradzimy się z mamą i pogadamy rano, zanim wyjdziesz do szkoły. – oznajmił mi tata.
- Ok, ale ja naprawdę …
- Idź. – powtórzył ponaglająco. Więc poszłam, co innego mi zostało ? 
       Siedząc w swoim pokoju słyszałam ich głośną rozmowę. Nie była to awantura, ani nawet kłótnia. Może ostrzejsza wymiana zdań. W sumie ostatnio zdarzało im się to coraz częściej. Sprzeczali się o byle co, drążąc temat do końca, wytykając sobie nawzajem błędy zarówno nowe jak i z przeszłości. Paranoja ! Na szczęście większość dnia bywam poza domem, tak więc trafiam na takie przedstawienia góra raz w tygodniu. Przejdzie im w końcu. Ciekawe co postanowią. Kiedy powiedziałam, że nigdzie się stąd nie wybieram, mama miała minę ‘tego właśnie się spodziewałam”. A tata ? W sumie wyglądał na „O tak, dobrze. Masz rację.” Dziwne. No ale cóż, zostaje mi czekać do rana. W każdym bądź razie, siłą mnie stąd nie wydrą. Dobranoc.
      ************ ***************************
Wokół mnie szumiał sad. Rozciągał się aż po linię horyzontu. Wstałam z zielonej trawy i zaczęłam się rozglądać. Nogi poprowadziły mnie do wielkiej jabłoni. Wspinając się na palce, zerwałam duże, czerwone jabłko. Idealnie dojrzałe, idealnie czyste. Nie walcząc z pokusą ugryzłam. Poczułam w ustach ohydny smak, gorzkawo-kwaśnawy. Spojrzałam na owoc. Zepsuty  środku. Z wielkim obrzydliwym robalem. Natychmiast zaczęłam pluć i kaszleć. Nie mogłam pozbyć się tego strasznego posmaku. 
************* ***********************************
      Obudziłam się nagle, kolejny raz zupełnie wyrwana ze snu. Pierwsze co poczułam to nieprzyjemny gorzki smak. Pobiegłam do łazienki, wypłukałam usta, umyłam zęby. Chyba pomogło. Wróciłam do łóżka. Po chwili przypomniał mi się dziwaczny sen. O.H.Y.D.A ! 
     Te głupie i czasem przerażające ‘wizje’ ostatnio przestały mnie nachodzić. I teraz znowu. Nawet nie muszę się zastanawiać nad znaczeniem. Coś było idealne a okazało się zepsute w środku. Na pewno chodzi o… Stop. Nie chcę o tym słyszeć, ani myśleć. Nawet odrobinę nie wierzę w to, że między mną i Michałem coś może być nie tak. Nie i koniec !
      Po kolejnym głupim, długotrwałym rozmyślaniu, spojrzałam na zegarek. Za pięć minut powinien zadzwonić budzik. W sumie, mogę już wstać. Wyłączyłam alarm i zabrałam się do zwykłych porannych czynności w łazience.
     O Boże ! Całkiem zapomniałam ! Rodzice ! Mieli dziś coś postanowić.  Byle jak rozczesałam palcami włosy i wciągając czarną bluzę – zbiegłam na dół. Czekali już w kuchni. Tata przy stole jak zwykle czytając gazetę, mama zalewała kawę.
       - No i co ? – zapytałam przejęta.
       - Z czym ?
       - Jak to z czym ? Z przeprowadzką ? Mieliście coś ustalić ! – krzyknęłam zdenerwowana.
       - A tak…  - zaczęła mama.  - Więc, posłuchaj. Naradziliśmy się – przy tym zrobiła dziwnie sarkastyczną minę – i stanęło na tym, że ja przeprowadzam się na jakiś czas do babci, a tata… No cóż, zostanie tu z Tobą. Myślę, że powinniśmy od siebie trochę odpocząć i to dobrze nam zrobi. Będę przyjeżdżała raz na tydzień, żeby wam coś ugotować na dłużej. Co o tym sądzisz ? – właściwie nie wiedziałam co powiedzieć. To fakt, ostatnio często się kłócili, ale żeby tak... Chociaż lepsze to niż wspólna przeprowadzka. Nie mogę zostawić Michała. Tutaj powstałam nowa ja, i tutaj chcę nią dalej być.
       - Myślę, że… Że jakoś damy sobie radę. – wydukałam. W sumie byłam szczęśliwa, że jednak zostaję tu, ale myśl o rozłące rodziców… jakoś napawała mnie niepokojem. 
        W autobusie standardowo siedziałam obok Michała, trzymając jego dłoń. Czując to przyjemne ciepło. Wyjaśniłam mu w skrócie całą ta sytuacje z wyprowadzką. Kiedy powiedziałam, że miałam stąd wyjechać, dostrzegłam cień przerażenia w jego oczach, a następnie ulgę, kiedy powiedziałam, że nigdzie się nie wybieram. 
        Rozstaliśmy się jak zwykle za szybko. Dając mu całusa, wysiadłam z autobusu i pognałam do szkoły.
        Właściwie znajomi dali mi już spokój, widząc że nie jestem w głębokiej depresji. Całe szczęście. W sumie wszystkie lekcje zleciały mi w oka mgnieniu, czego przyczyną było nieprzerwane esemesowanie z Michałem. Nawet udawało mi się ignorować Klaudię i Krystiana. Wydaje mi się, że oni też nie przejmują się moją obecnością, może są jedynie nieco sztywniejsi, gdy jestem w pobliżu.
          Dochodzę do wniosku, że Magda to całkiem fajna dziewczyna. Zaprosiłam ją do siebie na przyszły tydzień. Na pewno będzie fajnie.
          Dzień zaczął się nieźle, a skończyć miał się jeszcze lepiej, a to dlatego, że Michał zaprosił mnie do siebie. Pierwszy raz będę u niego w domu. Mówił, że nie ma rodziców i nie może się wyrwać bo trzeba pilnować jego młodszego brata. Chętnie przystałam na tę propozycję. Całkiem dobrze, że nie będzie jego rodziców. W sumie nie lubię takich rodzinnych prezentacji. 
          O siedemnastej siedziałam już na łóżku w pokoju mojego chłopaka. Oglądałam plakaty na ścianach, płyty, książki i inne drobiazgi. Ledwo się rozłożyłam, przybiegł mały Kamilek. Od razu wskoczył obok mnie i zaczął zadawać typowe dla pięciolatka pytania. Odłożyłam telefon na łóżko, przygotowując się do ‘przesłuchania’. 
         Po jakiejś półgodzinie małemu skończyły się pomysły i łaskocząc go, zobaczyłam, że Michał siedzi zgarbiony na łóżku, oglądając coś z zapamiętaniem. Zsunęłam Kamilka z kolan i podeszłam do chłopaka. Trzymał w ręce moją komórkę. Na wyświetlaczu widniało zdjęcie moje i Krystiana. Objętych. Potem następne. I jeszcze. Później tylko jego zdjęcia. Całkiem zapomniałam je usunąć. Zaraz to zrobię. Pewnie jest mu przykro… 
      - To Krystian ? – zapytał dziwnym głosem. Wydawał się zdenerwowany, wytrącony z równowagi. Wręcz zbity z tropu.
      - Tak to on, a … Ty go znasz ? 




       [ Tak, wiem, znowu urwałam w pół dialogu i to dość ważnego. 
         Ale może przynajmniej zachęci Was to do czytania następnego rozdziału,
         bo wiem, że sam w sobie nie jest wciągający, ale nie moja wina, 
         że nie dysponuję talentem.
         Dziękuję za te 300 wizyt i miłe komentarze :* - K. ]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz