piątek, 29 lipca 2011

Rozdział piąty.

Gwałtownie poderwałam się z ławki.  Za mną stał chłopak, którego goniłam po całym centrum handlowym. Uśmiech wkradł się na moją twarz.
- Cześć. – powiedziałam nieśmiało.
- Spodziewałem się Cię tu znaleźć.
- Tak ? – byłam zdziwiona.
- Tak. Przecież nasza znajomość nie mogła się tak szybko skończyć. – odpowiedział. Wpatrywaliśmy się w siebie kilkanaście sekund. Tonęłam w tych czekoladowych oczach, od których płonęły mi policzki. Dopiero po chwili oboje dostrzegliśmy, że zaczęło bardzo mocno padać.
- Chodź ! – krzyknęłam przez szum deszczu i ciągnąc go za rękę pobiegłam w stronę domu. Po kilku minutach dopadliśmy drzwi ganku. Zamknięte. Cholera, rodziców nie ma! Jestem bez klucza. Nigdy, nigdy, nigdy więcej nie wyjdę bez niego ! Akurat teraz, w ulewie. Z nim…  Trudno trzeba sobie radzić.
- Co jest ? – krzyknął. Ulewa przybierała na sile.
- Nie mam klucza ! Idziemy przez balkon ! – odkrzyknęłam, po czym dotarliśmy do okien mojego pokoju, okrążając dom. Nigdy tego nie robiłam, ale sytuacja była bez wyjścia. Przyniosłam z ogrodu jakieś krzesło, wspięłam się na dach garażu, skąd nie wiem jakim cudem podciągnęłam się na balkon. Sama siebie nie podejrzewałam o taką sprawność. Nie czas o tym myśleć. Całe szczęście okno było otwarte. Michał mókł na zewnątrz, musiałam się pospieszyć. jeszcze brakuje byśmy oboje się przez to rozchorowali. Z ledwą biedą przecisnęłam się przez małe okienko, po czym zbiegłam na dół. Z zamachem otworzyłam drzwi, Michał już wcześniej tam czekał, teraz szybko wpadł do przedpokoju. Zdjęliśmy przemoczone buty, wchodząc do salonu. Jak na komendę, zaczęliśmy się rozbierać. Ubrania wręcz ociekały wodą. Pewnie sporo by wykręcił. Zrzuciłam bluzę i wyskoczyłam ze spodni. Ściągnęłam skarpetki i koszulkę. Związałam wysoko włosy i zdałam sobie sprawę, że stoję pół naga. Przed obcym chłopakiem. Mam na sobie tylko stanik i majtki. Zapłonęły mi policzki. Zobaczyłam, ze on też się rozpędził  i stoi teraz w samych bokserkach. Gapiliśmy się na siebie, nie wiedząc co zrobić. Myśl aby wyskoczyć z mokrych ubrań całkowicie przysłoniła nam świadomość, że nie jesteśmy sami.  Wciąż lustrowaliśmy się wzrokiem.  Oddychał głęboko, szybko. Mój oddech też zmienił tempo. Powiodłam wzrokiem po mięśniach jego brzucha. Nie minęła chwila gdy znalazł się krok bliżej mnie. Dwa kroki. Trzy. Cztery. Staliśmy teraz w odległości kilku centymetrów. Serce zaczęło bić mi szybciej. Boże, przecież ja nawet nie znam jego nazwiska. Tonęłam w jego brązowych oczach. Uniósł dłoń i ściągnął gumkę z moich luźno związanych włosów. Mokre kosmyki opadły mi na ramiona. Odgarnął grzywkę z mojego czoła, wodził wbrew przemarznięciu gorącą dłonią po moim zimnym policzku. Minęło zaledwie kilka sekund, ale dla mnie ciągnęły się cudownie długo. Przeniosłam wzrok z jego błyszczących oczu, na usta. Z pomiędzy lekko rozchylonych warg wydobywał się pełen żaru oddech. Ogrzewał moją twarz. Pod wpływem nagłego impulsu, uniosłam się lekko na palcach i odnalazłam jego usta. Momentalnie oddał pocałunek, obejmując moje chłodne ciało. Myślałam tylko o jego cudownie miękkich i delikatnych ustach. Słyszałam tylko nasze oddechy i głośne bicie serc. W tym momencie istniał tylko on. Tylko my. Rzeczywistość przestała mieć jakiekolwiek znaczenie. Delikatnie wiódł dłonią po moich plecach, coraz niżej, kiedy jakiś natarczywy dźwięk wdarł się do mojej świadomości. Wciąż smakując jego usta, starałam się go zidentyfikować. Po chwili dotarło do mnie, ze to telefon. Mój. Musze odebrać, jeśli to rodzice…
- Cz… Czekaj. Telefon. Muszę. – wyszeptałam, pokonując chęć ponownego zatopienia się w jego ramionach. Z trudem odsunęłam się od niego, i znalazłam w kieszeni mokrych spodni telefon. Dziwne, że jeszcze działa, po takim pływaniu. Wyjęłam komórkę. Odebrałam.
- Halo ? – powiedziałam, zdziwiona barwą swojego głosu.
- To ja, Kochanie. Babcia zachorowała, wracamy z ojcem dopiero za kilka dni. Powiedzielibyśmy wcześniej ale wyszłaś i nie wzięłaś komórki. Wszystko w porządku ?
- Aha. Tak, tak, jasne… To opiekujcie się babcią, poradzę sobie.
- Będziemy dzwonić, pa, Słoneczko.
- Ok. Pa. – powiedziałam i rzuciłam telefon na kanapę, gdzie zaraz usiadłam. Nie ochłonęłam jeszcze po tej chwili bezgranicznej bliskości. Po chwili wahania usiadł obok mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć, on chyba też miał taki problem. Więc milczeliśmy. Znów przypomniało mi się, że siedzimy tu półnadzy.
- Pójdę po jakieś  ubrania. Dla Ciebie też coś się znajdzie. Będzie padało do wieczora, zostań u mnie na noc, pościelę Ci w salonie.
- Okej. – powiedział lekko zmieszany. Nie tracąc czasu ruszyłam na górę do pokoju brata. Był teraz w Krakowie na studiach, ale na szczęście zostawił kilka rzeczy. Wyjęłam z jego półki czarne dresy, i t-shirt. Dokładnie zamykając drzwi, weszłam do swojego pokoju. Damon słodko spał na łóżku. Pewnie mama go nakarmiła i teraz ma siestę. Cicho wyjęłam z szafy jakieś spodnie i bluzkę. Ubrałam się po czym chwytając grzebień i rzeczy dla Michała wyszłam, zostawiając uchylone drzwi, gdyby kociak się obudził. Zeszłam na dół, podałam chłopakowi ciuchy, a sama poszłam do kuchni. Teraz dopiero poczułam prawdziwy głód. Na szczęście mama zaopatrzyła lodówkę, tak więc odgrzałam nam spaghetti i zrobiłam herbatę. Zerknęłam na zegar ścienny. Przed dwudziestą. Boże ile czasu musiało minąć na… Nie. Nie myśl o tym. Nie teraz.  Zalewałam właśnie herbatę, kiedy Michał wszedł do kuchni. W tych ubraniach całkiem przypominał mojego braciszka. Uśmiechnęłam się pod nosem. Spagetti chyba się już zagrzało, wyłączyłam więc gaz i zaczęłam nakładać.
- Mmm. Fajnie pachnie. – powiedział.
- Nie gorzej smakuje. Mama uwielbia gotować. Posłodzisz herbatę ?
- Jasne. – powiedział, po czym sięgnął do szafki nad blatem. Zdziwiłam się skąd wie gdzie szukać cukru. Może w każdym domu jest w tym samym miejscu ? Może po prostu strzelał… Nie ważne. Posłodził i pomieszał erl-greya. Siedliśmy do stołu. On chyba tez był nieziemsko głodny, bo po niecałych 5 minutach oboje zjedliśmy wszystko. Dostałam z lodówki resztki jakiegoś ciasta, postawiłam przed nami herbatę. Postanowiłam z nim porozmawiać.
- Michał, słuchaj… - zaczęłam.
- Skąd wiesz jak mam na imię ? Nie przypominam sobie, żebym Ci mówił. – powiedział zaskoczony. Faktycznie. Zupełnie zapomniałam. A gdyby miał na imię inaczej ? Wyszłabym na idiotkę. Ale nie. On naprawdę jest Michał.
- Nie mówiłeś, ale… Nie wiem jak Ci to wytłumaczyć. Może innym razem.
- Ale…
- Słuchaj.  Za oknem szaleje burza, musisz zostać u mnie. Jutro czwartek ale nie wybieram się do szkoły. Pojutrze też nie. Rodziców  nie będzie prawdopodobnie do poniedziałku. Jutro o wszystkim pomyślimy. Teraz jestem chyba zbyt zmęczona na jakiekolwiek planowanie.
- Tak, rozumiem. Pewnie. Prześpię się na kanapie. A jutro wrócę do domu. Tylko musze dać znać ojcu. – powiedział. Właśnie tego się obawiałam. Nie chciałam, żeby te słowa padły. „ A jutro wrócę do domu”. Wróci. Zostawi mnie samą. Chciałabym, żeby nigdy nie odchodził. Po tamtym incydencie… Jezu, jak mogę na tę cudowną chwilę mówić „incydent” ?! Ten pocałunek, te pocałunki… To było coś, czego nigdy w życiu nie doświadczyłam. Miałam chłopaka przez dwa lata, jednak ani razu się nie czułam w ten sposób przy Krystianie. Tylko on – Michał, sprawił, że naprawdę unosiłam się nad ziemią. A teraz po tym telefonie… Wyrosła między nami jakaś bariera. Pewnie jest mu głupio po tym wszystkim, chociaż to ja pierwsza go pocałowałam. To moja wina, że teraz nie możemy ze sobą rozmawiać inaczej niż sztywno i oficjalnie. Mogłam nie odbierać. Zawsze wszystko zepsuję…
- Hej ? Wszystko w porządku ? – zapytał z troską w głosie. Chyba za bardzo się zamyśliłam. Jak zawsze. Jak wczoraj rano.
- Tak. Jestem zmęczona, pójdę już spać, tylko przyniosę Ci pościel.
- Dobrze. Czekam w salonie. – powiedział, kiedy wchodziłam już po schodach. Nie minęło minuta kiedy zniosłam mu poduszkę i koc.
- Dobranoc. – powiedziałam i nie czekając na jego reakcję poszłam do swojego pokoju. Zostawiłam otwarte drzwi. Nie wiem dlaczego, ale zostawiłam. Przyłożyłam głowę do poduszki i przytulając czarnego kociaka, odpłynęłam w sen.

*****************************************************
- A pamiętasz, jak się poznaliśmy ? – spytał mnie. Staliśmy oboje przed lustrem. W jego odbiciu widziałam parę obejmujących się staruszków. – Pewnie że pamiętam. – powiedziałam do niego.  – Tak padało wtedy… - rzekł i pocałował mnie w policzek. Podniosłam do jego twarzy swoją pomarszczoną dłoń. Błysnęła obrączka. – Chcę być z Tobą do końca życia. Ile by go tam jeszcze nie zostało. – powiedział.

*****************************************************

Obudziłam się, niechcący przygniatając Damona. Mruknął nieprzychylnie, po czym zeskoczył z łóżka. Wróciły do mnie przedziwne obrazy. Kolejny sen. Niedorzeczny. Ja i Michał jako starsi ludzie. Małżeństwo. Szczęśliwe. Może on jest tym jedynym ? Przecież to czuję. A jeśli on nie ? Dość tego. Dość. Podniosłam się z łóżka. Zeszłam na dół w potarganych włosach i samym przydużym t-shircie. Nogi poniosły mnie w stronę kanapy na której spał.  Wśliznęłam się pod koc i przytuliłam do Michała. Już nie spał. Bez zbędnych pytań objął mnie i pocałował. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, on gładził moje włosy. Zaczęliśmy rozmawiać. O wszystkim. O naszych rodzinach, o szkole. Właśnie od tego powinniśmy zacząć. Od rozmowy. Było koło 5 nad ranem, a my wciąż rozmawialiśmy. Lekko, swobodnie, bez tematów tabu. Skończyliśmy gadać dopiero rano. Zmęczeni, zasnęliśmy. Wtulona w niego, powtarzałam w głowie jedną myśl : „chcę by tu został na zawsze. Na zawsze, na zawsze…” .

2 komentarze: