środa, 13 lipca 2011

Rozdział pierwszy.

Siedziałam na skraju urwiska, dyndając nogami nad przepaścią. Nie bałam się ani trochę, że spadnę w tą otchłań. Wypełniało mnie poczucie bezpieczeństwa. Siedziałam tak, kiedy nagle skała pode mną zaczęła się kruszyć. Najpierw drobne kawałki, potem coraz większe odłamy spadały w przepaść. Wrażenie bezgranicznego spokoju zniknęło, chciałam uciekać.  Daleko, dalej.  Traciłam grunt pod sobą, a jednak nie mogłam się ruszyć. Skały było mniej i mniej. Zsunęłam się z urwiska, jedynie rękami trzymając się krawędzi. Ręce nie były silne, zsuwałam się niżej i niżej. W końcu puściłam się. Zaczęłam spadać.


****************************************************


Obudziłam się z krzykiem. Rzadko zdarzało mi się być całkowicie trzeźwo myślącą zaraz po przebudzeniu. Teraz jednak sen odpłynął całkowicie i nawet jego strzępki nie plątały mi się po głowie. Wpatrywałam się szeroko otwartymi oczami w spowity szarym światłem pokój. Spojrzałam na telefon, była czwarta nad ranem. Powoli świtało. Postanowiłam wstać wcześniej, pewnie i tak bym już nie zasnęła. Czy ten sen miał coś znaczyć ? Czy to tylko zwykły wytwór mojej wyobraźni ? Nie wiem. A nawet jeśli nie był normalny, to jakie znaczenie mu przypisać ? Bałam się odgadnąć to ukryte znaczenie, jednak nie potrafiłam pozbyć się tej myśli. Czułam się taka bezpieczna, mimo że pode mną nie było nic. A potem wszystko runęło. Nagle i niespodziewanie. Czy to znaczy, że w moim życiu szykuje się jakaś katastrofa ? Nie, nie, nie. Koniec takiego idiotycznego myślenia. Ponownie spojrzałam na zegarek. Dochodziła piąta. Prawie godzinę spędziłam na rozmyślaniu ! Trzeba by się było względnie ogarnąć. W końcu o 7.30 miał zajechać po mnie Krystian, mój chłopak. Stanęłam chwilę przy oknie, wiedząc że mam dużo czasu. Niebo było przyjemnie blade, szary mieszany z jakby różem. Lubię różowy. Pokój mam w tym kolorze, większość ubrań też. Zerknęłam na łóżko. Damon – mój kot, spał smacznie w jego nogach. Dziwne, że nie obudził się przy moim nagłym zerwaniu z łóżka. Zwykle reaguje na każdy drobny hałas. Miał dopiero rok, piękny czarny kociak z białymi plamami na brzuchu. Kochany. Zawsze siedzi ze mną, nie ważne czy się uczę, śpię czy oglądam telewizję. No i tak musze się przyznać, że imię dostał po Damonie Salvatore, z PW. No ale cóż, pasuje do niego, a ulubiony serial to w końcu nie byle co. W ciszy pokoju rozległa się łagodna melodia. To mój budzik.  Już szósta ! Jak ja się zamyślę, to czas leci szybciej niż kiedykolwiek. Tak więc trzeba się zbierać. Otworzyłam szafę i skrupulatnie przeglądając zawartość, wybrałam różowy sweterek i rurki. Ubrana poszłam do łazienki, wyprostowałam moje długie, czarne włosy, po czym związałam je w wysoki kucyk. Niespiesznie nałożyłam makijaż i zeszłam na dół. Była już siódma. Jadłam śniadanie przyrządzone przez mamę, wpatrując się w jakiś punkt za oknem. Cholera, znowu się zamyśliłam. Miałam jeszcze 5 minut, skoczyłam więc umyć zęby, chwyciłam torbę i wyszłam, na progu zakładając różowe baleriny. Była równa 7.30, ale Krystiana nie było. Przecież zawsze był punktualny. Czekałam kilka minut, po czym wyjęłam telefon i zadzwoniłam do niego. Nie odebrał. Zadzwoniłam raz jeszcze. Nadal nic. Musiałam iść na przystanek. Kawał drogi, nie wiem o której jest autobus. No świetnie po prostu ! Ale mnie załatwił… Już rok jeździłam z nim do szkoły. Doszłam do przystanku. Mój autobus chwilę temu odjechał. Następny za 10 minut. Wygląda na to, że spóźnię się do szkoły. Super ! Czekałam więc, grzebiąc butem po ziemi. Co się mogło stać ? Dlaczego nie przyjechał… raz tylko  od kiedy ze sobą chodzimy, musiałam jechać do szkoły autobusem. Krystian był wtedy chory. Ale uprzedził mnie przynajmniej. A teraz ? zero odzewu, w dodatku nie odbiera telefonu. Dowiem się wszystkiego w szkole. Mam nadzieję. Wreszcie nadjechał mój autobus. Skasowałam bilet i zajęłam miejsce przy oknie. Na samym tyle zauważyłam jakiegoś chłopaka. Nie widziałam go nigdy wcześniej. Brunet, brązowe oczy, bluza. Można powiedzieć – ciacho. Nie poświęciłam mu jednak dużo czasu, w końcu mam chłopaka którego na prawdę kocham. Wreszcie wysiadka. On jechał dalej. Wysiadając spojrzałam na niego zapewne ostatni raz. Patrzył na mnie, czekoladowym, przenikliwym wzrokiem. Nie mogłam się pozbyć wspomnienia tych oczu, przez całą drogę do szkoły. A niech mnie, jakiś chłopak utknął mi w głowie. Kiedy doszłam do budynku szkoły, szybko jednak wypadł z moich myśli. Auto Krystiana stało zaparkowane. Więc jednak był w szkole. Co się działo ? Był poniedziałek, w piątek jeszcze się widzieliśmy, w weekend nie miał czasu. Przez te kilka dni coś musiało się wydarzyć. Poczułam to jeszcze bardziej, kiedy wchodząc do szkoły miałam na sobie wszystkie spojrzenia. Znajomi i nieznajomi, czasem otwarcie, ale w większości skrycie, przypatrywali mi się, jakby wiedzieli coś, o czym ja nie mam zielonego pojęcia. Zignorowałam to. Wchodząc do szatni, jeszcze bardziej czułam, że coś jest nie tak. Właśnie podchodziłam do swojej szafki, kiedy dostrzegłam Krystiana. Stał oparty o ścianę, obok niego jakaś dziewczyna. Podeszłam, musiał się przecież wytłumaczyć. Kiedy dzieliło nas tylko kilka kroków, zobaczyłam że to moja najlepsza przyjaciółka Klaudia, stoi przy nim. Blisko. Zdecydowanie zbyt blisko. Moje serce przyspieszyło rytm, żołądek na przemian skręcał się i rozkręcał. Ten sen jednak w sobie coś miał. Jeszcze nie wiedziałam co dokładnie się dzieje, ale czułam że ten dzień będzie w moim życiu znaczącym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz